Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2017

Z cyklu "Wielkopolskie gadanie" - miałki talerz

Obraz
Miałki - płytki Miałkie talerze i głębokie talerze Obok fragment reklamy z 1908 roku Słownictwo z początku XX wieku zawiera mnóstwo germanizmów, ale też wyrazów obecnie nieużywanych. Spróbuję rozwikłać nieco sekretów.

Edward Karge (1853-192) Skład pierwszorzędnych wyrobów metalowych oraz sprzętów kuchennych

Obraz
Edward Karge (1853-192) Skład pierwszorzędnych wyrobów metalowych oraz sprzętów kuchennych - Szlifiernia z zapędem elektrycznym 1877-1935 ul. Nowa 7-8 (ob. ul. Paderewskiego) BAZAR Na jesienne słoty niezbędna kokosowa wycieraczka do nóg. W 1908 roku można było zakupić je składzie mistrza szlifierskiego Edwarda Karge. Skład mieścił się w Bazarze i przetrwał wiele lat, bo nawet po śmierci Edwarda Kargego w 1924 roku, zakład prowadził dalej jego syn Władysław.

Ostatni dzwonek na uzupełnienie domowej spiżarni

Restauracje automatyczne

Obraz
Usłuż sobie sam! Bez dawania piwnego! – tak reklamowała się pierwsza w Poznaniu restauracja automatyczna. Początek XX wieku to niezwykły rozwój techniki. Otwierają się liczne fabryki, na ulicach coraz częściej widać automobile, a w powietrze wzbijają się sterowce i pierwsze samoloty. Jedno z najmodniejszych słów to automat. Tu odwieczne marzenie człowieka, by ułatwić sobie życie za pomocą robotów i posłusznych mu mechanizmów. Automaty wdzierają się w życie codzienne. Nastaje moda na restauracje automatyczne. Uwierzysz? W Poznaniu działały aż trzy takie przybytki.  Pierwsza restauracja Automaten-Restaurant została otwarta 19 marca 1903 roku przy ulicy Berlińskiej 6 (obecna ulica Dąbrowskiego). Klienci mogli się obsłużyć sami, wrzucając do automatu określoną ilość bilonu. Z napoi można był tam nabyć na przykład szklankę piwa, wina, filiżankę kawy, gorącej czekolady, bulionu, ponczu, grogu, likieru, a nawet mleka. Automaty oferowały też zimne i cieple przekąski.

Powłokom wypowiedziano wojnę!

Obraz

Ślady mąki na cygarach i nocna strzelanina. Chwaliszewo nr 3, 4 i 5 – cz. III. Złowroga mgła.

Obraz
Większość mieszkańców Chwaliszewa już spała, ruch na ulicy zamierał. Most Chwaliszewski pogrążony był we mgle, która wpełzała cicho na wyspę. Gdzieniegdzie przebijały się nieśmiało przez okna światła z mieszkań, w których komuś przyszło z nieznanych nam powodów pracować lub czuwać. Latarnie już dawno wygaszono, stróże pozamykali bramy domów. To był wrzesień roku 1911, a dokładniej noc ze wtorku na środę 26 na 27 września. Nieco po północy. Niedaleko mostu coś jednak się działo w jednym z parterowych lokali. Zza wystawowego okna przemykały jakieś cienie, a w ciszy słychać było pojedyncze stłumione słowa, jakieś szuranie, kroki… Ach tak… to numer trzy… piekarnia Jezierskiego. Tu praca trwa w najlepsze.  Wysoki smukły mężczyzna, dość młody, poprawił na głowie zielony pilśniowy kapelusz, spod którego wyglądały jasne włosy. Przystanął, aby poprawić czarne sznurowane trzewiki i zaczął obserwować piekarnię. A może nie? Może nadszedł szybkim zdecydowanym krokiem? Wracał z k

Kanarki i inne niebieskie ptaszki...

Jeśli w świętego Marcina jest powietrze przekropne…

Rogale świętomarcińskie na lubowników czekają

Obraz
Współczesny klasyczny świętomarciński rogal to ten z nadzieniem z białym makiem, najlepiej jeszcze z certyfikatem oryginalności. Ech…. A tu prawnuczka może pozazdrościć Mariannie. W jej czasach wybór był zdecydowanie większy.  Kto by nie spróbował rogali z masą migdałową, „punchową” [!], marcepanową, orzechową, makową, migdałową? Rogale kosztowały od 5 fenigów do nawet 5 marek. Ciekawe, od czego to zależało? Od wielkości, czy może od ilości, w której się je kupowało?  U Pfitznera można było nabyć także słodką gęś, bo ta słynna kawiarnia i cukiernia proponowała też (w miejsce piaskowych babek) gąski pieczone z wiedeńskiej masy naturalnej wielkości sztuka 1,50 i 3,50 marki, a także gąski marcepanowe w brytfannie, sztuka od 10 fenigów do 50.  No to czas pomyśleć, gdzie kupicie świętomarcińskiego rogala :)