UFO nad Poznaniem?

Piątek, 22 lipca 1910 roku, Poznań, Plac Wilhelmowski* Spacerujących po placu nie było zbyt wielu. Przechodnie przemykali szybko, lekko przygarbieni. Michał nieco się odsunął na bok, przepuszczając zgrabną blondynkę, która nie patrząc na nich, przemknęła na drugą stronę, z wdziękiem przytrzymując targany wiatrem ogromny kapelusz jedną ręką, a drugą , nieco podniósłszy skraj długiej sukni, dzierżąc parasolkę. Oboje bezwiednie obejrzeli się za panienką. Spod spódnicy migały nie tylko wysokosznurowane trzewiki, ale i fragment pończochy, a nawet skraj białej furkoczącej halki. - Ależ bestyjka – Michał z ukontentowaniem podkręcił wąsa. - Schowajmy się tu pod arkadami. Okrutnie wieje – Tomasz przesunął się w kierunku budynku niemieckiego teatru.- Będzie padać, a ja nie zabrałem parasola. Falb** się nie omylił, zapowiadając to zimne lato. Niby lipiec, a zimno jak w psiej budzie. Wybierasz się pan na zapasy do Bandolina w niedzielę? Petliński* idzie jak burza. Jestem pewien, ż...