Gdy w Gromnice z dachów ciecze, zima długo się powlecze


2 lutego – święto Matki Bożej Gromnicznej (dziś oficjalnie Święto Ofiarowania Pańskiego) w polskiej kulturze ludowej zaliczano do ważniejszych świąt maryjnych. NMP Gromniczną wyobrażano sobie często w leśnej, zimowej scenerii, jak z gromnicą w ręku odpędza wilki od siedzib ludzkich. Wiecie o tym, że mamy w Poznaniu taką rzeźbę? Znajdziecie ją na terenie parafii pw. Ofiarowania Pańskiego przy ulicy Bluszczowej. To już co prawda nowszy przykład rzeźby sakralnej, ale obejrzyjcie ją, jak będziecie w okolicy. Figurę wykonała w 2004 roku Aleksandra Piasecka.



Wróćmy jednak do samej świecy. Odgrywała ona swoją rolę w ludowych obchodach tego święta. W tym dniu gromnicą, przyniesioną z kościoła, wypalano krzyż (lub trzy) w tragarzu, czyli nośnej belce sufitowej albo nad drzwiami. Taką właśnie scenę utrwalił Michał Andriolli.

Wypalony znak miał chronić dom od nieszczęścia, a przede wszystkim od pożaru. Mężczyźni wypalali też sobie kosmyk włosów na ciemieniu – miało to ponoć zapobiegać bólowi głowy. (Mimo wszystko – nie próbujcie tego u siebie w domu.)



Gromnica towarzyszyła człowiekowi przez całe życie, trzeba było ją mieć podczas Pierwszej Komunii, ale towarzyszyła człowiekowi aż do konania. Świeca powinna palić się jeszcze jakiś czas po śmierci, aby „rozjaśnić ciemności grobowe”.

Złamanie świecy uważano za zły omen – zapowiadało rychłą śmierć jej właściciela. Przy obrzędzie ślubnym świadkowie powinni przyjrzeć się palącym się na ołtarzom gromnicom. Z czyjej strony światło było żywsze, ten z małżonków dłużej miał żyć.


Wierzono, że zapalona i ustawiona w oknie podczas burzy ochroni dom przed uderzeniem gromu – stąd właśnie jej nazwa. Używano gromnic dość często, niekoniecznie udawało się je zachować aż do śmierci właściciela, więc tuż przed 2 lutego, w poznańskiej prasie pojawiały ogłoszenia zachęcające do ich kupna. Oczywiście najlepsze były z czystego wosku pszczelego, białe, ale lubiano też atrakcyjnie dekorowane. Bogatą ofertę (także wysyłkową) z mnóstwem dekoracyjnych obrazków do gromnic miał na przykład Klarowicz w swojej Drogerii Pod Kotwicą na Placu świętego Piotra. Białe woskowe i cerezynowe (cerezyna to materiał ropopochodny) proponował Czepczyński w swojej drogerii na Starym Rynku. Sobecki, do którego należała Fabryka wyrobów woskowych i bielnik  wosku  na Szerokiej (czyli dzisiejszej Wielkiej), produkował nawet gromnice malowane w kwiaty.



Było jeszcze kilka innych przesądów dotyczących samego święta. Swoje przesądy mieli owczarze, których było kiedyś w Wielkopolsce też sporo, bo hodowla owiec była tu bardzo popularna. Zamykano bowiem starannie wrota owczarni, bo wierzono, że tego dnia promienie słońca są zabójcze dla zwierząt, bo „na Matkę Boską Gromniczną, lepiej, że wilk wpadnie do owczarni, niż kiedy słońce przez drągi zaświeci”.






Powtarzano sobie sporo przysłów związanych z tym dniem, prognozujących dalszą pogodę. Gromnica – zimy połowica. Spodziewano się w tym dniu przejściowej odwilży, bo „w Gromnice (sic!) z dachów ciecze” i „na święto gromnicy napije się bydlę na ulicy”. Chociaż „gdy na Gromnicę roztaje, rzadkie będą urodzaje”, a „gdy w Gromnice z dachów ciecze, zima długo się powlecze”. Duże sople w tym dniu zapowiadały urodzaj na marchew i jeśli „jest jasno i wiele sopli na dachu, będzie uroda wielka na len”. Wierzono, że „jeżeli na Gromnice pięknie i jasno jest, tedy borsuk zostaje w jamie, ponieważ czuje, że jeszcze zimna na będą”, a „ jeżeli zaś powietrze burzliwe z deszczem i śniegiem pomieszane, wtedy wyłazi i już się więcej zimy nie boi”. Myśliwi powtarzali, że „przed Gromnicami niedźwiedź budę swoją poprawia, albo też rozrzuca”.

U mnie w domu za to, był to ostatni dzień… na rozbieranie choinki (oczywiście, o ile wcześniej się nie rozsypała). A może pamiętacie jeszcze inne zwyczaje czy wierzenia?

A do obejrzenia? Odbitka z rysunku Michała Andriollego, zamieszczona w poznańskiej „Pracy”, nieco poznańskich reklam, i… odrobina czarnego humoru.




#MatkiBożejGromnicznej #gromnica #zwyczajepoznańskie #drogeriepoznańskie #dawnyPoznań #historiaPoznania #Czepczyński #Klarowicz #DrogeriapodKotwicą #fabrykaświecSobeckiego

------------

Uzupełnienie:


No i pisząc ten post, a dokładnie wspominając o borsuku i niedźwiedziu… dopiero następnego dnia skojarzyłam, że przecież 2 lutego to Dzień Świstaka. Czyli mieliśmy własnego, rodzimego świstaka, przepowiadającego pogodę, znaczy się borsuka (lub niedźwiedzia). I rzeczywiście! Sprawdziłam. W niemieckich zwyczajach ludowych właśnie w ten dzień z zachowania zwierząt (borsuka/lisa/niedźwiedzia w zależności od regionu) prognozowano dalszą pogodę. W języku niemieckim funkcjonowało powiedzenie „Sonnt sich der Dachs in der Lichtmeßwoche, so geht er auf vier Wochen wieder zu Loche”, które można przetłumaczyć mniej więcej tak: „Jeśli borsuk będzie się wygrzewał w słońcu podczas Święta Gromnicznego, powróci na cztery tygodnie do swojej nory”. Podobne wierzenia dotyczące niedźwiedzi notowano też na Serbii i w Chorwacji. No to w końcu ciekawe: Gdzie się to zaczęło?  Jak święto to dotarło do najbardziej znanego obchodu w miasteczku Punxsutawney (stan Pensylwania w USA). Znaczy się legendarny Phil najprawdopodobniej miał dziadka borsuka albo niedźwiedzia, a do tego był emigrantem z Europy?





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jesiotry pod mostem chwaliszewskim czyli kawior po poznańsku

Restauracje automatyczne

Bulwar Kleemana i lipcowa nawałnica z 1914 roku