Chwaliszewo 6 – zapach rzeki, aromat cygar, chleba i restauracja pod Złotym Jeleniem. Część I: Elkelesowie i szczypinosy



Oto kolejne, nieistniejące miejsce na mapie Chwaliszewa. Następny dom, który nie miał szczęścia przetrwać do dzisiejszych czasów. Zajrzyjmy jednak w te okolice po raz kolejny… może gdzieś tam błąkają się jeszcze cienie mieszkańców kamienicy spod chwaliszewskiej szóstki.

Mamy rok 1888, marzec, może początek kwietnia. Poznań znów nawiedziła Wielka Powódź. Ulica Chwaliszewska zamienia się w rwącą rzekę. Do wielu domów nie ma innego dostępu, jak za pośrednictwem łodzi. Gdzieniegdzie udaje się zbudować drewniane pomosty, pozwalające przemieścić się choćby do sąsiedniego budynku.

Spójrzmy na fragment tego zdjęcia. Przy pomoście wzniesionym wzdłuż budynków z lewej strony widać mężczyznę z długim drągiem. Tak to czółno, najprawdopodobniej jedna z rybackich szkut, jakich zwykle wiele cumuje pod mostem chwaliszewskim. W prawie każdym tutejszym domu mieszkają też rybacy. Rzeka ich żywi, ale Warta bywa okrutna. Teraz wdziera się przemocą do piwnic, zabiera dobytek, odcinając wyspę od reszty świata. Uwijają się w pocie czoła szkuciarze, dowożąc żywność i potrzebne rzeczy. Nie każdy chce opuścić swe mieszkanie. O swe mienie martwią się też właściciele budynków i najemcy parterowych składzików, piekarni, destylacji i warsztatów.

Z okna na parterze domku pod szóstką też się ktoś wychyla. Dom, podobnie jak te w sąsiedztwie, kalenicą jest zwrócony ku ulicy. Pyszni się z daleka ceglaną dachówka, którą właściciel pokrył poszycie. I cóż z tego… teraz woda idzie z dołu ku górze… Żadna pociecha, że dach szczelny… woda i tak zaczyna się panoszyć…

Wyglądająca przez okno postać jednak nie ucieka. Może czeka na wieści, przywiezione przez właściciela czółna? Może czeka na chleb? A może czeka na bliskich, z którymi nie wiadomo, co się stało? Na pomoście też krzątają się dwie postacie. Może to pan Chojnacki, któremu powódź zniszczyła całe wyposażenie składu cygar? Nawet to, co się udało uratować i zanieść wyżej , przesiąkło wilgocią. Mokry tytoń paskudnie zalatuje, ale jeszcze gorzej cuchnie rzeka, która niespiesznie opada. Ponoć na Weneckiej zapadło się domostwo, runął jeden z domów, w gruzach zginęło półroczne niemowlę, a ludzie w desperacji siedzą na dachach. Nie wszyscy chcą się przenosić do baraków, które pośpiesznie przygotował magistrat. Mówią, że sama cesarzowa Wiktoria osobiście przyjeździe pocieszać podtopieńców. I cóż z tego… Przyjedzie, napatrzy się ludzkiego nieszczęścia i wróci do swych pałaców, tych swoich atłasowych poduszek i adamaszków, a tu domy podeszłe wilgocią, stęchlizna znów wgryzie się w mury, nie daj Boże jeszcze jaka choroba z tej rzeki przyjdzie…

------------------

Właścicielem kamieniczki był żydowski fryzjer Wolff Elkeles. Czy stan budowli po powodzi tak nadwyrężył jego zdrowie, czy zmogła go epidemia tyfusu, która nawiedziła Poznań po tragedii? Elkeles zmarł pół roku później , w październiku 1888. Domek odziedziczył? wykupił? jego syn – Rehfeld Elkeles, znany zegarmistrz i optyk. Być może nieruchomość była zadłużona, bo jeszcze w 1889 roku miała iść na subhastę, czyli mówiąc bardziej współcześnie – miała po prostu zostać zlicytowana. Szóstka zostaje jednak w rodzinie Elkelesów.


W swoim sklepie na Placu św. Piotra Rehfeld prowadził sprzedaż genewskich złotych i srebrnych zegarków. Powodzeniem cieszyły się także jego sejfy. A co najważniejsze – tu można też nabyć okulary i pince-nezy. Te ostatnie to binokle, okulary bez uchwytów, a które trzymały się na nosie za pomocą specjalnie wygiętego, sprężynującego elementu, który jednocześnie łączył szkła. Pince-nezy posiadały z jednej strony oczko, aby można było przymocować je za pomocą rzemyczka lub ozdobnego łańcuszka do kamizelki bądź do paska sukni. Świetnie mechanizm binokli oddaje ich francuska nazwa – w wolnym tłumaczeniu pince-nez to szczypi-nos. Z niemieckiego nazywane były także cwikierami (Zwicker).


Interes na szwajcarskich zegarkach, sejfach i okularach najwidoczniej idzie całkiem dobrze, bo Elkeles nie sprzedaje chwaliszewskiej nieruchomości do końca swojego życia w 1902 roku. Sam Rehfeld nie mieszka jednak na Chwaliszewie, ale na bardziej reprezentacyjnej Fryderykowskiej. Prawdopodobnie jednak stawia na chwaliszewskiej, wąskiej parceli nowy budynek, bo w ogłoszeniu z 1897 roku wspomina się jednak o nowej budowli.


Nadal mieszka tu niewiele rodzin, co wskazywałoby, że na początku XX wieku jest jedną z nielicznych parceli przy ulicy Chwaliszewo, której nie zajmuje jednak wysoka, czteropiętrowa kamienica. Nieruchomość jeszcze kilka lat pozostaje pod zarządem wdowy – Reginy Eskeles. Wraz ze zmianą właściciela... zapachnie tu świeżym chlebem...

cdn.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jesiotry pod mostem chwaliszewskim czyli kawior po poznańsku

Restauracje automatyczne

Bulwar Kleemana i lipcowa nawałnica z 1914 roku