Tatuaż kobiety-szpiega, czyli jak Elza sprzedała Rosjanom plany poznańskich fortyfikacji



W lipcu 1912 roku światowe media obiegła sensacyjna wiadomość. W Lipsku zaczyna się proces kobiety-szpiega. Pikanterii sprawie dodawał fakt utajnienia całego dochodzenia, ale przede wszystkim plotka, że na plecach sądzonej damy wytatuowano plany poznańskiej twierdzy. Dzięki temu fortelowi kobieta miała bezkarnie przekroczyć granice zaborów i przekazać plany rosyjskiemu zleceniodawcy. W brutalnym procederze pokrycia skóry kochanki szpiegowskim tatuażem ponoć uczestniczył lejtnant poznańskiego garnizonu, niejaki Johann lub August Schorveder.
  

Dzienniki i tygodniki, zwłaszcza te wydawane w odleglejszych częściach świata, zachłystywały się sensacyjnymi doniesieniami, podkreślając, że ta sprawa jest największym skandalem szpiegowskim w niemieckiej armii. Sęk w tym, że sam przebieg procesu odbywał się bez udziału żądnej sensacji publiczności. Ale od czegóż są niezmordowani w swym fachu dziennikarze, którzy zawsze przecież mogą zdobyć informacje z nieoficjalnych źródeł?

A zatem August Schorveder, podporucznik niemieckiej armii, stacjonujący w Poznaniu zakochał się bez pamięci w ślicznej Idzie Müllerthal alias Elsie Pfitzner. Oboje niestety byli biedni, więc ich związek nie miał perspektyw. Elsa była co prawda artystką (według innych źródeł kelnerką, księgową, kantorzystką), ale tez nie miała żadnego majątku. Niektórzy, bardziej wścibscy dziennikarze twierdzili, że para nie była oficjalnie zaręczona, wprost nazywając pannę Müllerthal kochanką wojskowego. 



Na tak zdesperowanych „narzeczonych”, jak Schorveder, tylko czyhali, dość licznie przemykający się wówczas ulicami Poznania, agenci rosyjskiego wywiadu. Pamiętajmy, że był to czas przed I wojną światową. Nie tylko zauważalna była wzmożona aktywność wywiadowcza, ale wraz z kolejnymi doniesieniami o zatrzymaniach podejrzanych osób, wzrastało zainteresowanie publiczności. Jeden z redaktorów poznańskiej gazety nawet żartował, że czas stworzyć specjalną rubrykę na „sprawki szpiegowskie”. Agenci werbujący najaktywniej działali tam, gdzie można było zdobyć informacje o nowo tworzonych umocnieniach, fortyfikacjach, stacjonujących wojskach. Poznań zajmował na tej liście wyjątkowo uprzywilejowaną pozycję. 


Wkrótce złożono zatem Schorvederowi ofertę nie do odrzucenia. Jeżeli zdobędzie dokładne plany poznańskiej twierdzy i uda mu się przeszmuglować je za ówczesną granicę, do Warszawy, gdzie przekaże je rosyjskiemu oficerowi – otrzyma niebagatelne wynagrodzenie: 25.000 marek. Kwota ta bywa różna, zapewne w zależności od fantazji dziennikarza, czasem są to dolary lub ruble. 


Schorveder miał dostęp do planów, ale zastanawiał się, jak bezpiecznie je przewieźć przez granicę. Granice kordonu były pilnie strzeżone, a osoby udające się do Warszawy bardzo dokładnie rewidowane. Zwierzył się ze swych trosk narzeczonej. Ta wpadła na szaleńczy pomysł – niech jej ukochany wytatuuje plany poznańskiej twierdzy na jej plecach. Dzięki temu ona bezpiecznie, bez ryzyka, przekroczy granicę. Schorveder na początku nawet nie chciał o tym słyszeć. Przede wszystkim cała ta operacja była bolesna, a poza tym, jakże mógł pozwolić, by jego wybranka miała się rozbierać przed obcymi, i to mężczyznami!

Pamiętajmy, że działo się to w czasach, gdy pełnoletniej kobiecie nie wypadało pokazywać nawet kostek u nóg, a obnażanie się, nawet dekoltowanie, nie uchodziło u dobrze prowadzących się dam.

Ida jednak nalegała: „To niewielkie poświęcenie dla naszego przyszłego szczęścia. Zróbmy to”. 


Przez kilka kolejnych nocy poddawała się bolesnemu zabiegowi, a mężczyzna linia po linii tatuował na skórze kochanki tajemne przejścia i korytarze poznańskich fortów. Podobno Ida bardzo cierpiała podczas całej tej operacji, jednak kochanek koił jej ból „z pomocą wielu pocałunków na okrutnych czerwonych śladach rylca”.


Panna Müllerthal/Pfitzner bezpiecznie dojechała do Warszawy. Tam odbyła się dramatyczna rozmowa, a raczej okazanie planu, który starannie zręcznie został odrysowany z pleców młodej kobiety. Wróciła do Poznania ze znaczną sumą pieniędzy.

Wkrótce młodzi zaczęli korzystać z życia, szastając na lewo i prawo zdobytymi pieniędzmi. To, jak i wcześniejsze podejrzane kontakty Schorvedera, wzbudziły niepokój władz wojskowych. Podejrzanych zaaresztowano, chociaż wstępne przeszukania mieszkania panny Idy, nie wskazywały na cokolwiek, co mogło mieć związek z pracą na rzecz obcego wywiadu. W więzieniu jednak wydało się, że potwierdzenie wcześniejszej hipotezy śledczych, znajduje się na plecach kobiety. Tatuaż, który miał zapewnić bajeczną przyszłość małżonków Schorvederów – stał się obciążającym dowodem w sprawie.

Prawda, że piękna historia? Jak gotowy scenariusz na film, albo przynajmniej byłby to wspaniały pomysł na poczytną powieść dla kucharek.

Na pierwszą wzmiankę o historii szpiegowskiej pary trafiłam we francuskim „Police Magazine” z roku 1937. Nowelka (?) była na dodatek zilustrowana ilustracjami, które choć nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością, to jednak cieszą oko poszukiwacza dawnych historii z czasów, gdy zwykle czytelnikowi musiały wystarczyć: sam tekst, nie okraszony zdjęciami, oraz niespożyta wyobraźnia odbiorcy. Panna na tych zdjęciach ukazana zresztą jest bardziej w typie i realiach mody międzywojennej, a nieubrana według wymogów stroju z czasów Titanica.

Historia wydała mi się tak fascynująca (bo jest i Poznań i kobieta szpieg i plany poznańskiej twierdzy), że postanowiłam nieco pomyszkować. I rzeczywiście odnalazła się panna Ida, która w rzeczywistości była Elsą Pfitzner. I naprawdę chodziło o plany poznańskiej twierdzy! Szybko okazało się, że nasze, miejscowe media, nie tylko poznańskie, ale w ogóle polskojęzyczne (także te wydawane na terenie pozostałych zaborów), były bardziej powściągliwe w podawaniu szczegółów tej afery. Można by zaryzykować twierdzenie, że im dalej od Poznania i Lipska, gdzie sądzono kobietę-szpiega, tym większego rozpędu nabierała dziennikarska wyobraźnia. 


Przede wszystkim nie ma słowa o tym wzbudzającym największą sensację – tatuażu. Chociaż już w tamtych czasach zdarzały się wytatuowane kobiety, jednak było to rzadkością. Ten sposób ozdabiania ciała widywano w cyrkach, czy ówczesnych jarmarcznych budach z tanimi rozrywkami. Na swych tatuażach zarabiała na przykład niejaka Emma Burg, której całe ciało było pokryte skomplikowanymi rysunkami. Chociaż historię o szpiegowskim tatuażu Idy/Elsy powtarzały media na świecie, żaden z poznańskich redaktorów nawet nie zająknął się na ten temat. Gdyby coś tak sensacyjnego było na rzeczy, to czyż nasi dziennikarze nie wspomnieliby o tym?

Dochodzenia nie ułatwiają również rozbieżne informacje w poszczególnych tytułach prasowych. Spróbujmy jednak usystematyzować dostępne informacje w polskojęzycznych gazetach. 


Bohaterowie:

On: nie znamy jego imienia, w zagranicznych czasopismach zwykle Johann lub August, nazwisko: Schrőder (nie Schorveder), lejtnant poznańskiego garnizonu, feldwebl fortyfikacyjny

Ona: Nie Ida, a Elsa, chociaż też pojawia się imię Ella, Elżbieta. Nazwisko Pfitzner, czasem w odmianie Fitzner. W polskich źródłach nie pojawia się nazwisko Müllerthal!
  • Zawód kobiety-szpiega: książkowa (buchalterka czyli dzisiejsza księgowa), kantorzystka, kelnerka.
  • Wiek: lat 23.
  • Ostatnio zamieszkała pod Poznaniem, w Głównej. Miejsce pochodzenia: Forst na Łużycach. 
  • Obiekt szpiegostwa. Faktycznie chodziło o plany i rysunki poznańskiej twierdzy ze szczególnym uwzględnieniem nowo przebudowanych fortyfikacji. Dokumenty były schowane pod stanikiem w czasie próby przeszmuglowania na ówczesny teren Rosji. Według oskarżonej – wykradzione narzeczonemu bez jego wiedzy. 
  • Cena: mowa o 16 tysiącach rubli
  • Zatrzymanie: Elsa w rzeczywistości nie przekroczyła granicy, zatem nie dojechała do Warszawy i nie pokazała się naga oficerowi obcego wywiadu. Według polskiej prasy para wybierała się do Warszawy wspólnie, jednak zatrzymano oboje na dworcu poznańskim 8 grudnia 1911 roku. (czasem podawany listopad)
  • Wyrok wobec Elsy w Lipsku: 2 lipca 1912 roku: 1 i ¼ roku więzienia oraz 12 lat utraty obywatelskich praw honorowych za usiłowaną zdradę tajemnic wojskowych. 


A co z samym tatuażem? Zapewne ta historyjka była kaczką dziennikarską, powtarzaną i zmienianą, w zależności od odległości od pierwotnego źródła. Pewne światło na źródło powstania tej plotki o kobiecie z tatuażem planów poznańskich fortyfikacji rzuca artykuł z… amerykańskiego „The Holbrook news”, gazety wydawanej w stanie Arizona, w stolicy hrabstwa Nawajo. Tam w artykule z lipca 1912 (czyli z okresu rzeczywistego procesu w Lipsku) autor, przytaczając dzieje tej afery szpiegowskiej wspomina, że „historia została po raz pierwszy opublikowana w Budapeszcie, ale niemożliwym okazało się uzyskanie jej potwierdzenia w jakimkolwiek oficjalnym źródle”. Co ciekawe – o kobiecie szpiegu z „poznańskim” tatuażem wspominają nawet współczesne książki anglojęzyczne o kobietach szpiegach.

Jaka była jednak prawda? Może ktoś pokusi się dalej podrążyć temat? Niedługo otworzą się znów podwoje Archiwum Państwowego w Poznaniu, a tam … może? Pewien trop jest…ale ciii… nie wystraszmy zawczasu naszej kobiety-szpiega.

Źródła: Police Magazine” z roku 1937 (nr 254), wycinki prasowe dotyczące sprawy z 1911 i 1912 roku

Ilustracje: Police Magazine” 1937 nr 254 , Ilustracja Polska Placówka











Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jesiotry pod mostem chwaliszewskim czyli kawior po poznańsku

Restauracje automatyczne

Bulwar Kleemana i lipcowa nawałnica z 1914 roku