Sztuczne zęby aportowane przez psa




Z Wschowy piszą do „pos. N. N.” Dwóch poczciwych rzemieślników wracało onegdaj późno wieczorem do domu. A było im ciężko, bo zalali byli porządnie "robaka" w mieście. Nie mogąc już dalej, stanęli pode drogą, by pokrzepić się na siłach niuchem tabaczki. Jeden z nich, piekarz z profesyi, pogrzebał zapewno nadto wielką szczyptę tabaki w nosie, dość, że naraz począł kichać straszliwie, przyczem, o zgrozo, zęby mu wypadły, a miał już te trzecie, czyli ładne „umeblowanie z sztucznej kości” . Poszukiwania przy zmroku i na świecie i w głowie na nic się nie zdały. „Moje zęby, 44 mk, mnie kosztowały! tak zawodził nieborak, ale co robić? Zrezygnowawszy więc, z ciężkiem  sercem udali się nasi poczciwcy do domu.  Lecz któż opisze zdziwienie naszego majsterka, gdy na drugi dzień po poł. Znajduje swoje zęby na śmieciach.  Zafrasowana strapiona twarz jego rozjaśniła się w tej chwili. A skąd się wzięły zęby jego na śmieciach? Otóż pies, wierny i nieodstępny towarzysz majsterka, nauczony aportowania, myślał zapewnie, słysząc że coś wpadł odo rowu, że każą aportować i wskoczył po zęby. A, że mu ich nikt nie odebrał,  więc przyniósł je do domu i porzucił na śmieciach Nasz majster, który  zażywał tylko sobie okolicznie, postanowił podobno już nigdy nie zażywać po ciemku. 
Postęp sierpień 1908
zdj. reklama jednego z poznańskich dentystów z 1898

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jesiotry pod mostem chwaliszewskim czyli kawior po poznańsku

Restauracje automatyczne

Bulwar Kleemana i lipcowa nawałnica z 1914 roku