Uliczne zagrożenia cz. I. kołownicy

Czy poznańska ulica była kiedyś bezpieczniejsza? Czy współczesny człowiek miałby problemy z poruszaniem się po niej? Niewykluczone. Dziś, co prawda,  trzeba uważać na samochody i inne środki komunikacji, ale poruszanie się po mieście zwykle nie jest uciążliwe. Przed I wojną światową jednak czekałoby na nas sporo niespodzianek, na które niekoniecznie bylibyśmy przygotowani.
Dziś o szalonej jeździe rowerzystów, długo zanim powstały ścieżki rowerowe, o wypadkach rowerowych, ale też o psikusach, sprawianych kołownikom przez innych uczestników ruchu. 
 

Szalona i bezmyślna jazda kołowników nie ustaje 


Wypadki z udziałem cyklistów, zwanych w ówczesnym czasie kołownikami, były niezwykle częste. Oczywiście nikt wtedy nawet nie myślał o ścieżkach rowerowych. Koła, czyli rowery stawały się coraz bardziej popularne. Ku zgorszeniu wielu, na koła wsiadało też coraz więcej kobiet, co niezwykle obruszało wielu konserwatystów, chociaż niejeden z ciekawością przyglądał się wyłaniającej się czasem spod spódnicy zgrabnej łydce niejednej kołowniczki. Nie dziw, że próbowano wprowadzić specjalne wiązadła, łączące spódnicę z rowerowym pedałem, a uniemożliwiające oglądanie tych niedostępnych zazwyczaj części ciała cyklistek. Inna sprawa, że w wielu żartach panowie wybrzydzali na urodę pań, które zdecydowały się korzystać z tego środka lokomocji. 


Przechodnie nie byli przyzwyczajeni do  obecności rowerzystów, a nowi nabywcy dwukołowców pędzili ulicami Poznania na złamanie karku. A ofiary wypadków nieraz trafiały do lazaretu. Narzekano zatem na łamach gazet: „Szalona i bezmyślna jazda kołowników nie ustaje”. 


Oczywiście nie było tak, że rowerzystów nie obowiązywały żadne przepisy. W Poznaniu były one szczególnie wymagające, bo królewska komendatura nakładała dodatkowe obowiązki na poruszających się po terenach fortecznych. Dziennik Poznański donosił w 1900 roku: „Przepisy policyjne dla cyklistów. Każde koło powinno być zaopatrzone w hamulec, dzwonek i oprócz tego dobrze świecącą latarnią (!), gdy cyklista jedzie wieczorem. Każdy cyklista winien jako taki mieć przy sobie kartę legitymacyjną, którą otrzyma w dyrekcyi policyi. Kto chce jeździć kołem na żwirówkach, należących do fortyfikacji, winien mieć przy sobie kartę z pozwoleniem królewskiej komendatury. Na ulicach, placach i drogach, przeznaczonych dla przechodniów pieszych, wolno cyklistom jeździć tylko tak szybko, jak zwykle jadą dorożki, jeżeli im tych dróg wolno używać. Cykliści winni się mijać zawsze na prawo. Nie wolno jeździć cyklistom na ulicy Nowej [obecnie ulica Paderewskiego], Ogrodowej od Piekar do ulicy Półwiejskiej, na ulicy Wałowej od więzienia wojskowego aż do bramy Wildeckiej, na południowej połowie placu Wilhelmowskiego [Placu Wolności] i na ulicy Berlińskiej [ul. 27 Grudnia]. Na zachodniej stronie ulicy Dębińskiej nie wolno cyklistom jeździć w niedziele i święta po godzinie 10 z rana. Na drogach przeznaczonych dla przechodniów pieszych, mianowicie na stokach fortecznych, nie wolno jeździć cyklistom. Policjanci, ubrani po cywilnemu, będą kontrolowali cyklistów, czy się stosują do tych przepisów.” 


Mimo surowych przepisów wciąż dochodziło jednak do wypadków z udziałem rowerzystów. Zapewne główną przyczyną była przesadna prędkość, nieużywanie dzwonków, brawura, słabe hamulce ówczesnych welocypedów, a często i alkohol. Policja wydawała kolejne zakazy, takie jak na przykład zakaz jazdy „bez trzymanki” czy spuszczania nóg z pedałów  w czasie jazdy po stromych ulicach, nawoływano do ograniczenia prędkości, a jednak do wypadków nadal dochodziło. Do drastycznego wypadku doszło na ulicy Wilhelmowskiej w 1908 roku. „Niefortunny kołownik” wpadł bowiem w wózek dziecięcy. Podczas wypadku dziecko wypadło z wózka na bruk. Można mówić o wyjątkowym szczęściu, gdyż ani dziecku ani sprawcy nic się nie stało. Uszkodzone zostały jedynie oba „pojazdy”. Najdobitniej o brawurze ówczesnych kołowników świadczą przytoczone przykłady z ówczesnej prasy. 






 












Ilustracje: Illustriertes Unterhaltungs-Blatt: Beilage zum "Wreschener Stadt- & Kraisblatt" 1912/16, Kolce, poznańskie gazety ze zbiorów WBC i Polona

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jesiotry pod mostem chwaliszewskim czyli kawior po poznańsku

Restauracje automatyczne

Bulwar Kleemana i lipcowa nawałnica z 1914 roku