Z cyklu: „Poznańskie rozrywki” – Lionel- Człowiek Lew w Poznaniu
W 1909 roku poznańską publiczność zelektryzowała wiadomość
– w Poznaniu pojawi się Lionel – Człowiek-Lew.
Niewybredne
rozrywki
W dawniejszym Poznaniu nie brakowało rozrywek. Oprócz
wcale nie rzadkich koncertów ówczesnych światowych wirtuozów instrumentalnych,
gwiazd scen operowych czy nawet orkiestr znanych filharmonii, czyli jak byśmy
dziś powiedzieli dziś przedstawicieli kultury wysokiej, niemniej bogata była
oferta kulturalna zaspakajająca mniej wyrafinowane gusta. Poznaniacy wszelkich
stanów chyba niechętnie przesiadywali w domach, skoro liczne restauracje ogrody
i teatrzyki prześcigały się, ściągając do Poznania słynnych ówczesnych
celebrytów. Nie omijały Poznania cyrki, zespoły taneczne, kapele śpiewacze, ale
także różnorodne osobliwości, o których dziś wspominamy z zażenowaniem, gdyż
zarabianie pieniędzy na cudzych nieszczęściach, deformacjach i chorobach
współcześnie wydaje się nam okrucieństwem.
Trzeba jednak mieć równocześnie świadomość, że dla
wielu osób, dotkniętych chorobami, czasem takie życie w roli obwożonej po
świecie osobliwości, było w tamtych czasach i tak lepszym losem niż wstydliwe
trzymanie w ukryciu przez rodziny, często połączone z poniżeniem, a i nieraz z
przemocą. Nie było wtedy społecznej świadomości wielu chorób, możliwości
leczenia, rehabilitacji, możliwości wsparcia ze strony państwa, itd. Może i
dlatego występy dawały takim ludziom sposobność zarobienia na siebie, a nieraz
i nawet życia w dostatnich warunkach. Nieraz i tak atrakcyjnych, że zdarzali
się oszuści, którzy korzystając z naiwności ludzkiej, sami fałszowali kalectwo,
udając osoby poszkodowane przez los, by zapewnić sobie dostatnie życie? A przecież
widzów i ciekawskich nie brakło. Nie bądźmy jednak zbyt okrutni dla przodków, że
bawiły ich tak niewyrafinowane rozrywki. Po prostu ówczesna mentalność była
nieco inna, a tłumy waliły na wszelkie występy sióstr syjamskich, bab z brodą,
czy karłów. Poznaniacy też ulegali ciekawości i występy takich trup cyrkowych
cieszyły się dość dużym powodzeniem. W 1909 roku w Poznaniu pojawił się Lionel
– Człowiek-Lew.
Zanim
jednak dotarł do Poznania
Stefan/Szczepan Bibrowski, czyli wspomniany Lionel,
nazywany człowiekiem o lwiej twarzy urodził się w 1890 roku w Wilczogórze w parafii
Belsk[1] jako syn Michała i
Benedykty z domu Kołyś[2]. Dziś wiemy, że był chory
na hipertrichozę. To schorzenie, polegające na nadmiernym owłosieniu ciała, do
dziś nazywane bywa syndromem wilkołaka. Taka przypadłość nie wróżyła dobrze dla
młodego chłopca. Ponoć kupił go od rodziców niemiecki przedsiębiorca Meyer. Czy
rzeczywiście miała miejsce taka transakcja? Niektóre źródła wspominają, że
chłopiec miał wtedy zaledwie 4 lata. Wydaje się, że pod opiekę cyrkowego
impresaria mały Stefan dostał się później, bo jeszcze w 1898 roku badała go
specjalna komisja lekarska, o czym wspomina Przegląd Piśmiennictwa Lekarskiego
Polskiego za Rok 1898. W opisie co prawda mowa o chłopcu 5 i pół-letnim, jednak
możliwe, że rodzice celowo lub nieświadomie (co nie było wcale rzadkie w
tamtych czasach) zaniżyli wiek dziecka.
Przedsiębiorca cyrkowy umożliwił chłopcu dość dobrą
edukację, gdyż posługiwał się ponoć sprawnie kilkoma językami. Jego ujmujące
obycie, dobrze skrojone ubrania ponoć robiły duże wrażenie na widzach. Na
licznych zachowanych wizerunkach, pocztówkach czy reklamach ukazywano go z
książką, co zapewne miało podkreślać kontrast pomiędzy „dzikim wyglądem” a
wysoką inteligencją. Tak też jest na poznańskiej reklamie, zamieszczanej w
lokalnych gazetach.
Zanim jednak Lionel pojawił się w Poznaniu zdążył już
zdobyć nieco sławy. Na pewno wystąpił w Kijowie:
I w Łodzi w 1900 roku:
W styczniu 1909 roku Lionel wraz z całym zespołem
rozrywkowym Trottoir Roulant przybył do Poznania. Karuzela i inne obiekty
stanęły, jak podawały gazety „przed Bramą Berlińską, naprzeciw pałacu cesarskiego”
– na początku XX wieku był tam bowiem wolny nieużytkowany plac, nadający się do
organizowania takich imprez, tak jak bardziej współcześnie, obecne stare koryto
Warty, które przez wiele lat też pełniło podobną rolę. W rzeczywistości, w 1909
roku nie było już Bramy Berlińskiej – rozebrano ją przecież kilka lat
wcześniej. Zanim jednak ten teren zagospodarowano często był on wykorzystywany
jako miejsce stawiania namiotów cyrkowych czy objazdowych teatrów.
Lionelowi
towarzyszył Trottoir Roulant
23 stycznia 1909 o godzinie 8 swoje podwoje otworzył
dla Poznaniaków Trottoir Roulant. Wejście kosztowało 30 fenigów dorosłych, zaś
dla dzieci zaledwie 10 fenigów, przy czym pierwsza jazda była w cenie, za
kolejne trzeba było zapłacić.
Czym było owe rozsławione Trottoir Roulant? Było
to po prostu wesołe miasteczko, którego największą atrakcją, od której cała
wędrowna trupa zaczerpnęła nazwę była karuzela Haase’go. Był to
najprawdopodobniej ruchomy trotuar, połączony z ruchomymi schodami. Ogłoszenia mówiły
o: „elektrycznej skoncentrowanej kolei stopniowej”.
Sama zaś „karuzel inżyniera
Haasa” była zainspirowana zapewne „ruchomym chodnikiem”, który został
zaprezentowany w Paryżu, zaledwie 9 lat wcześniej podczas Światowej Wystawy. Podobnie
jak w przypadku paryskiej atrakcji pisano tutaj o trzech prędkościach
poruszania się. Tak wyobrażano sobie przyszłość – sunące chodniki w miastach,
które miały wyprzeć lub chociażby wspomóc miejską komunikację.
Ciekawą postacią był twórca owego wystawianego w
Poznaniu najprzedniejszego zakładu rozrywek – inżynier Hugo Haase z Lipska. Był
on budowniczym urządzeń dla wielu ówczesnych lunaparków. Nazywany był „królem
karuzel”. Jego karuzele znane były z bogatej ozdobnej ornamentyki, które
podkreślało bajeczne, jak na tamte czasy, oświetlenie. Wyobrażacie sobie, jakie
musiało to robić wrażenie, gdy nawet oświetlenie poznańskich ulic pozostawiało
wiele do życzenia? A tu chwalono się, że wnętrze oświetlone jest 4000 lampami żarowymi
i 52 lampami łukowymi. Jednak to nie owo Trottoir Roulant zajęło uwagę
Poznaniaków, co właśnie człowiek-lew.
Za obejrzenie Lionela trzeba było dodatkowo zapłacić. Dorośli
30 lub 20 fenigów w zależności od miejsca, zaś dzieci (i wojskowi!) mieli
możliwość wejścia za 20 lub 10 fen. Postęp donosił: „Lionel, pół człowiek - pół lew, wielkie ściąga zastępy publiczności do
namiotu przy Bramie Berlińskiej, naprzeciw pałacu cesarskiego. W niedzielą, dla
natłoku ciekawych trzeba było kilkakrotnie zamknąć kasę. Dziwny ten człowiek,
mówiący czterema językami (po rosyjsku, angielsku, francusku i niemiecku),
pokazuje się widzom nie tylko na scenie, ale chodzi i pomiędzy nimi i rozmawiając
z każdym, przekonuje tem lepiej, że nie jest żadnym oszustem, lecz jest rzeczywiście
obrosły na całym ciele miękkim jak jedwab włosem. Głowa, wraz z twarzą okolona
długą grzywą, podobna jest zupełnie do głowy lwa. P. Lionel, 17 letni młodzieniec,
w rzeczywistości daleko sympatyczniej się przedstawia, aniżeli na wizerunkach
reklamowych. – Pragnącym sensacyi, możemy polecić namiot rozmaitych rozrywek p.
Haassego, w którym znajduje się jedyny w swym rodzaju karuzel, t. zw. Trottoir
Roulant, elektryczna kolej stopniowa, oświetlona 4000 lamp żarowych, w rozmaitych
kolorach i 52 lampami łukowymi. - Prócz tego widzieć tam można człowieka o fenomenalnych
muskułach i członkach”.
Występy Bibrowskiego tak przypadły Poznaniakom do
gustu, że trupa postanawia zostać jeszcze kolejny tydzień w mieście.
Niewykluczone, że był to też celowy zabieg marketingowy. Prasa bowiem donosi: „w
Trottoir Roulant (…) publiczności nagromadziły
się tak liczne zastępy, iż tysiące wracać musiały z niczem do domu”. W
końcu 7 lutego 1909 roku odbywa się ostateczne pożegnalne wystąpienie Lionela: „człowiek lew, sądząc po natłoku publiczności
każdego dnia w namiotach przy Bramie Berlińskiej, znany jest zapewne wszystkim
mieszkańcom Poznania. Jeśliby jednak ktokolwiek nie widział tego dziwotworu,
ten niech zwiedzi wystawę w niedzielę, gdyż to jest ostatni dzień pobytu
Lionela w Poznaniu. Już w poniedziałek udaje się on, a z nim cały zakład
rozrywek Trottoir Roulant, do Londynu”.
W rzeczywistości Bibrowski udał się do Wittenbergi –
takie przynajmniej miejsce docelowe podał policji, wymeldowując się z Poznania.
Zachowała się bowiem jego karta meldunkowa z Poznania.
Niedługo później poznańska prasa donosiła, że Lionel,
okazał się jednak oszustem. Zaledwie 6 miesięcy później Orędownik donosił: „Człowiek lew oszustem. Człowiek lew, który
pod przybranym nazwiskiem Lionel pokazywał się przed niedawnym czasem także i w
Poznaniu, został w tych dniach aresztowany we Wrocławiu za oszustwo. Wykazało
się bowiem, że to nie był żaden cudotwór, lecz zwykły człowiek, który miał na
sobie tak sztuczną maskę, iż czyniła go zupełnie podobnym do lwa. W Poznaniu
ten rzekomy lew znakomity podobno zrobił interes.” Co ciekawe dwa lata
później, w 1911 roku Orędownik znów informował o kolejnym skandalu: „Swego czasu popisywał się także w Poznaniu
Lionel, człowiek lew; tłumy publiczności ściągało to dziwowisko przed bramą berlińską,
gdzie je pokazywano. Obecnie wydało się, że ów >człowiek lew< jest –
sfałszowanym. W Bernie szwajcarskim zainteresowało się niezwykłym tym
człowiekiem grono profesorów uniwersyteckich i okazało się, co następuje: Lionel
był zupełnie normalnie rozwiniętą – dziewczyną, której twarz pokryto gęstą i
artystycznie wykonaną peruką z włosów, >lwią grzywą<. Policja szwajcarska
aresztowała pogromcę, tego >lwa<, – lecz gdy się zabrać chciała do
Lionela, zdołał on zniknąć bez śladu.”
Jak było rzeczywiście? Może Bibrowski miał dosyć natrętnych
naukowców i lekarskich badań, a może na jego sławie żerowali naśladowcy? Słynny
był też, występujący w Europie Rosjanin Fedor Jeftichew, który do historii
przeszedł jako „chłopiec o twarzy psa”, z którym zresztą często mylono Lionela.
Około 1912 roku Bibrowskiemu zdarzyło się nieszczęście – rzeczywiście utracił
włosy. Jedna z wersji opowiadała, że zdarzyło się to w czasie pożaru, tak przynajmniej
utrzymywał jego menadżer. Inna historia (być może bliższa prawdy) opowiada, że
Lionel miał już tak dosyć swojego wyglądu, że zgolił wszystkie włosy ze swojej
twarzy. Trwało to ponoć około roku, zanim włosy odrosły, a podobno nowe włosy nigdy
już nie urosły tak długie i tak piękne, jakimi szczycił się Lionel wcześniej.
W końcu Bibrowski wrócił ze swoimi występami do
Ameryki, gdzie podobno już dawał występy jako chłopiec. Występował tam podobno ze
słynnym cyrkiem Barnum and Bailey. Co ciekawe – zachowały się listy pasażerskie
z roku 1923 i 1927. W tych latach Lionel podróżował pomiędzy Europą a USA. Z
owych dokumentów można wyczytać, że w tych latach Bibrowski był zatrudniony w amerykańskim
Dreamland Circus Sideshow, którego
właścicielem był Samuel W. Gumpertz. Jako znak charakterystyczny podano w owych
dokumentach – “owłosiony na całym ciele”. Podobno około 1928-29 roku wrócił do Niemiec,
gdzie zmarł w 1932 roku na atak serca. Inne źródła podają jako jego ostatnie
miejsce zamieszkania Włochy. Inna hipoteza mówi o powrocie Bibrowskiego do
Polski i jego śmierci w którymś z obozów koncentracyjnych.
A tu film poświęcony pamięci Lionela. Niestety nie
odnalazłam źródła samego nagrania. Przypuszczam, że mogą to być kadry z
późniejszego filmu, gdzie Lionela albo w postać nim inspirowaną wcielił się
jakiś inny artysta.
Stephan Bibrowski (In Loving Memory) Remastered from Anthony Yebra on Vimeo.
A tribute to Stephan Bibrowski (Lionel the Lion-faced Man.)
Music by Vampire Weekend.
Male gymnast needed, inquire within.
.
[1] Belsk
Duży to wieś w Polsce położona w województwie mazowieckim, w powiecie grójeckim.
[2]
Stefan/Szczepan Bibrowski urodził się w miejscowości Belsk, a nie w Bielsku,
jak podaje Wikipedia: https://pl.wikipedia.org/wiki/Stefan_Bibrowski
Świadczy o tym odszukany przeze mnie skan jego aktu urodzenia w parafii Belsk. http://www.szukajwarchiwach.pl/58/487/0/1/15/skan/full/hH0BSniIs4xbhbpOvVSiHw
Komentarze
Prześlij komentarz