Huśtawki śmierci




Czy huśtawka to zabawa dla dorosłych?  Na początku XX wieku umawiano się na miłosne spotkania na huśtawkach, nieraz ryzykując życiem... 


Bujana randka

Popularne były huśtawki amerykańskie i rosyjskie, na których jednocześnie musiały się bujać dwie osoby. Amerykańska przypominała łódkę, zaś rosyjska była zazwyczaj zawieszonym na linach długim kawałkiem deski, na której naprzeciw mogły stanąć dwie osoby. Huśtawki bywały pretekstem do flirtu, tym bardziej, że przy gwałtownym kołysaniu można było dojrzeć zwykle zakryte „to i owo”, a to damską kostkę, a to nawet pończoszkę. Oszołomiona powietrznym pędem panna też bywała bardziej uległa, więc czy można sobie wyobrazić lepsze miejsce na ówczesne rendez vous?

Omdleć w powietrznym pędzie

Niestety – ta ludowa rozrywka bywała też bardzo niebezpieczna. Na takiej dwuosobowej huśtawce, zwykle przypominającej łódkę, formalnie należało siedzieć. Ale któżby się przejmował przepisami bezpieczeństwa? Większość i tak z „huśtałki” korzystała w nieregulaminowy sposób, na stojąco. Tak można było dopiero wzbić się niebezpiecznie wysoko i poczuć prawdziwy pęd powietrza. Młodzi mężczyźni chcieli zaimponować krzepą fizyczną narzeczonym i rywalom. Nie tylko łatwo było z takiej huśtawki wypaść, ale także zostać boleśnie uderzonym, jeśli nie zachowało się bezpiecznej odległości od urządzenia. Była jeszcze i trzecia, wcale nierzadka, przyczyna huśtawkowych nieszczęść – omdlenia. Kobiety traciły przytomność, a wówczas, zanim udało się zatrzymać rozpędzoną gondolę, niejedna panna zdążyła się boleśnie poranić, a i zdarzało się, że w takim stanie wypadała z łódki. Zwykle takie incydenty kończyły się tragicznie: połamaniem, rozbiciem czaszki, a co za tym idzie zwykle trwałym inwalidztwem a nawet śmiercią.

Przypadki śmierci na huśtawkach nie były wcale tak rzadkie. Obarczano za nie odpowiedzialnością właścicieli huśtawek, którzy pobierając opłatę za bujanie się, mieli obowiązek dopilnować też bezpieczeństwa. Sypały się kary, jednak interes huśtawkowy musiał być dość dochodowy, bo podczas wszelkiego rodzaju festynów i ludowych zabaw, znów rozstawiali oni swoje śmiercionośne urządzenia.

Huśtawka z roku 1926, Ilustrowany Kurier Codzienny, ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego 

Tragedia za bramą wildecką

W Poznaniu też miał miejsce tragiczny wypadek. W sierpniu 1908 roku, jak donosił Dziennik Poznański, „w sobotę wieczorem z huśtawki za dawniejszą bramą wildecką wypadła siedemnastoletnia Józefa Kaszyńska tak nieszczęśliwie, że uderzywszy głową o brzeg huśtawki, pękła jej czaszka. Zawieziono ją do rodzicielskiego mieszkania, gdzie lekarz stwierdził śmierć”. Kurier Poznański uzupełnił tę informację, że „podczas huśtania zrobiło się jej nagle niedobrze i nieszczęśliwa wypadła z czółna, przy czym uderzyła się głową o brzeg czółna”. Następnego dnia redaktor Dziennika Poznańskiego utyskiwał: „Straszny wypadek […] powinien być przestrogą dla tych, którzy korzystają z podobnych „amerykańskich” huśtawek, a z drugiej strony mógłby dać pohop policyi do zakazania tej niebezpiecznej zabawy. Wszelkie huśtawki zagrażają życiu ludzkiemu, ale najwięcej taka, która przyprawiła o śmierć 17-letnią Józefę Kaszyńską z Wildy”.



Huśtawki na Błoniach Krakowskich, czerwiec 1932, Ilustrowany Kurier Codzienny, ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego 

Plac Bohna, Miasteczko, Dębina, Park Wiktorii…

W mieście dochodziło już wcześniej do wypadków, choć zwykle nie kończyły się one tak drastycznie. W 1893 roku na Placu Bohna[1], tuż za Bramą Berlińską, gdzie kilka lat później powstał Keisergarten („Ogród Cesarski”), pewnemu przedsiębiorcy władze nie pozwoliły na uruchomienie huśtawek, gdyż uznano, że „jest ta huśtawka karkołomną”. Jednak w 1903 roku, na Miasteczku, z huśtawki amerykańskiej wypadł „12-letni chłopiec, syn wdowy z Chwaliszewa, i tak ciężkie odniósł uszkodzenia, że pewnie niefortunną zabawę przypłaci życiem” – jak ubolewał redaktor Dziennika Poznańskiego. Rok później w Parku Wiktorii, pewien uczeń wypadając z łódki złamał sobie rękę. We wrześniu 1907 roku „pewnemu robotnikowi zabawiającemu się huśtaniem na t.zw. huśtawce amerykańskiej przy ul. Bukowskiej zrobiło się nagle źle, wskutek czego przy opuszczaniu huśtawki, wypadł z łódki i znacznie się pokaleczył”. W tym samym roku w kwietniu na Dębinie wypadł z huśtawki uczeń kupiecki, który „poranił się dotkliwie na głowie”, a w lipcu do lazaretu trafił czeladnik rzeźnicki, uderzony jedną z łódek huśtawki. 

Rozbite czaszki i urwane gondole

Do podobnych przypadków dochodziło co rusz w całej Polsce. Prasa rozpisywała się co chwilę o przypadkach śmierci. W Małkini wskutek wypadku młodej dziewczynie pękła czaszka. W Ostródzie urwała się „w pełnym biegu łódka i spadła pomiędzy przyglądającą się publiczność (ciężko ranne trzy osoby). W Zabrzu zabił się chłopak, który „stracił równowagę przy huśtaniu się, kiedy robił karkołomne zwroty”. „Na przedmieściu łódzkim Widzewo” huśtawka strzaskała przechodniowi czaszkę, tak, że „po paru minutach skonał”. O niebezpiecznych wypadkach dochodziły też informacje z wielu wielkopolskich miejscowości: ze Śremu, Leszna, Trzcianki, Czempinia, Gniezna…

Zazdrość na huśtawce

A mimo wszystko… huśtawki wciąż przyciągały swoich amatorów. W całym kraju tłumnie bawiono się, huśtając się i romansując zarazem. W Poznaniu w 1913 roku amerykańska huśtawka ocaliła życie pewnej panny Wiktorii, bo jak okazało się – w czasie bujania się – nie tak łatwo wycelować z rewolweru. W miłosną aferę zaplątał się 18-letni instalator K., zakochany po uszy we wspomnianej pannie Wiktorii Z, 15-letniej szwaczce. Kurier Poznański dość szczegółowo zaznajomił swych czytelników o kulisach tych wydarzeń: 

„W sierpniu r. b. poznał Z., z którą zawarł stosunek miłosny. Postanowił też z nią się później zaręczyć, lecz Z. po niejakimś czasie oświadczyła mu, że zaniechać chce obcowania z nim. Na to zwrócił się do niej z zapytaniem, dlaczego mu tego rychlej nie powiedziała, nadmieniając, że jeżeli mu do następnego poniedziałku nie da definitywnej odpowiedzi, to ją zastrzeli. W dniu zamierzanej krwawej rozprawy napisał do swych rodziców list z czarną obwódką następującej treści: „Kochani rodzice! Ponieważ sprzykrzyło mi się życie, postanowiłem siebie i moją Wiktosię zastrzelić. Z pozdrowieniem Wasz syn”. Pewnego wieczoru oczekiwał Z., gdy wracała od pracy i prosił ją, by udała się z nim na plac Liwonjusza[2] zabawić się na huśtawce amerykańskiej. Zamiarem jego było na huśtawce siebie i Z. zastrzelić. Podczas huśtania opanowała go znowu zazdrość i nie namyślając się długo, dobył z kieszeni rewolwer, z którego dał do Z. 3 strzały, a 4-ty do siebie. Strzały chybiły jednak celu. Skoro zatrzymano huśtawkę, Z. czem prędzej się ulotniła, niedoszłego zabójcę i samobójcę natomiast odprowadzano na odwach policyjny. [..]Oskarżony dopuszczony podczas rozpraw sądowych do ostatniego słowa, oświadcza: „Ona mi przebaczyła i chce nadal ze mną obcować”. Oświadczenie wywołało w sali sądowej ogólną wesołość. Prokurator wniósł o pół roku więzienia. Sąd wymierzył oskarżonemu jednak wyższą karę, skazując go na rok więzienia.”

Huśtawki były jeszcze modne w okresie międzywojennym, chociaż już pod koniec lat dwudziestych przestały być już taką atrakcją, jak kilkanaście lat wcześniej. Łamy gazet zapełniają się bowiem ogłoszeniami o sprzedaży urządzeń. Kończył się okres prosperity, ale i kres tak tragicznych wypadków na, wydawałoby się tak niewinnej, huśtawce.




Huśtawki i inne rozrywki podczas wystawy w Paryżu w 1900 roku




------------------------------


[1] Okolice dzisiejszego placu Mickiewicza i Collegium Minus UAM
[2] Teren byłego dworca PKS

#poznan1908 #poznanskierozrywki #huśtawki #Miasteczko #Wilda #Dębina #wypadki

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jesiotry pod mostem chwaliszewskim czyli kawior po poznańsku

Restauracje automatyczne

Bulwar Kleemana i lipcowa nawałnica z 1914 roku