Niemiecki trubel, „puncz sylwestrowy”, bocianie gniazda i nogi wieprzowe. Jak Poznaniacy świętowali nadejście Nowego Roku na początku XX wieku?
źródło fot. POLONA
Jeszcze w 1925 roku Narodowa Organizacja Kobiet i Katolicki Związek Kobiet apelowały do Poznanianek na łamach miejscowej prasy:
„Do kobiet polskich! Z powodu zbliżającej się nocy Sylwestrowej, wzywamy wszystkie kobiety, aby wpływem swoim, jako żony czy matki, wywalczyły zrozumienie, iż dziki zwyczaj zamącania spokoju publicznego, pozostawiony nam przez niemieckich zaborców, niegodnym jest kulturalnego narodu. Kobieta, mająca stać na straży dobrych obyczajów, winna przykładem własnym, powstrzymywać lekkomyślnych od gorszących wybryków. Nie witajmy Roku Nowego w poniżeniu godności człowieka, w pogwałceniu przykazań Bożych!” [Dziennik Poznański 1925]
Czy rzeczywiście obchodzono Sylwestra tak hucznie w Poznaniu? Cofnijmy się 15-25 lat wcześniej.
"po bożemu"
Pobożny Poznaniak – Polak przede wszystkim żegnał stary rok na specjalnych nabożeństwach. Dużym powodzeniem cieszyły się msze w farze , na które ciągnęły tłumy mieszkańców. Większość spędzała noc św. Sylwestra w domach, w gronie rodzinnym. Niektórzy dla zabawy lali wosk lub ołów, by wywróżyć sobie, co wydarzy się w nadchodzącym, nowym roku. Uroczyste i zazwyczaj dość poważne wieczorki były organizowane przez różne polskie towarzystwa i organizacje. Dla osób, które koniecznie chciały spędzić czas poza domem przeznaczone były też liczne koncerty i wieczorki familijne. Z czasem właściciele podmiejskich etablissementów (prywatnych przedsiębiorstw rozrywkowo-rekreacyjnych zwykle będących połączeniem restauracji i ogrodu) coraz częściej organizowali bale, często maskowe.zjeść tłusto
Ważnym elementem poznańskiego świętowania były trunki i jedzenie. Toasty wznoszono zazwyczaj nie szampanem, a "punczem sylwestrowym", będącym mieszaniną araków, rumów, wina (czasem właśnie musującego), herbaty, wody i różnych dodatków. Nie mogło zabraknąć tradycyjnych pączków, czy bocianich gniazd (rodzaj ciastek smażonych we fryturze na wzór popularnych do dziś chruścików). Restauracje zachęcały też do spróbowania u nich wieprzowych nóg z kapustą, peklówki z grochem, kiszek własnej roboty, chociaż zdarzały się i takie przybytki kulinarnej sztuki, w których proponowano bardziej wykwintne noworoczne menu, takie jak frykasy z kur, pieczeń wiedeńską, a nawet homary, ostrygi, kawior lub zupę żółwiową. Do dziś w wielu poznańskich domach jada się tradycyjną noworoczną golonkę. Pierwsze gazety, ukazujące się już w Nowym Roku, pełne były inseratów miejscowych kupców, przedsiębiorców, a szczególnie restauratorów, którzy spieszyli złożyć noworoczne życzenia swoim klientom.wybija północ
Przejście starego roku w nowy zwiastowały o północy „dzwony na wieżycach wszystkich naszych kościołów, a także i zborów protestanckich”. Istniał też zwyczaj dekorowania domów flagami. Najwięcej jednak kontrowersji wzbudzał niemiecki trubel, jak nazywano nocne hałasowanie o północy.Jeszcze na początku XX wieku napiętnowano w polskiej prasie ów zwyczaj jazgotliwego witania Nowego Roku na placach i ulicach miasta. Tak bawili się berlińczycy i nie widziano potrzeby sprowadzania zwyczajów pruskich na grunt poznański. Napiętnowano przyłączanie się polskiej młodzieży do bawiących się niemieckich mieszkańców miasta. Prasa grzmiała: ”Coraz więcej niemiecki zwyczaj krzykiem i pijatyką witania nowego roku zakorzenia się w polskim naszym mieście. HKta [ Hakata ]może się cieszyć. [Postęp 1903]
„W Poznaniu jakoś wchodzi coraz więcej zwyczaj niemiecki witania Nowego roku najhałaśliwszemi okrzykami, a nawet beczeniem, piszczeniem na papierowych wrzaskliwych trąbkach” [Postęp 1904].
„Krzykom, wrzaskom, hałasom, piskom nie było nieomal końca. Czasami istna piekielna wrzawa powstała od tego hałasu, zwłaszcza na ulicach pierwszorzędniejszych, gdzie nawet kapelusze nabijano na głowie na wzór berliński. Powstało stąd kilka niemiłych awantur, a nawet bijatyk. Żałować tylko należy, że setki polskich chłopaków w tym ogólnym chaosie wielki udział brało, tak sobie bezmyślnie, że też rodzice pozwolą swym dzieciom na te nocne wałęsanie się po ulicach! [Postęp 1906]
„Najszczelniej zapełnione były ulice od Starego Rynku do ulicy Wiktorii, a najwięcej ludzi gromadziło się na Placu Wilhelmowskim [dziś Plac Wolności]: ”cała ulica zapełniona była dorożkami, teksametrami i samochodami, na których poprzebierana młodzież wyprawiała najdziwniejsze figle. […] Policjantom trąbiono do uszu nielitościwie, a nie mogli temu przeszkodzić, gdyż w noc sylwestrową jest pod tym względem wolność…” [Dziennik Poznański 1906]
„Ten niemiecki trubel sylwestrowy jakoś zakorzenia się w mieście naszym, a zaprawiany on też jest polskim sosem. Jak znawcy twierdzą, trublu i wrzasku było nieco mniej, jak w roku zeszłym, może mroźne powietrze wpłynęło nieco na krzykliwe gardła”. [Postęp 1909]
aż bębenki puchną
Bywało nieraz niebezpiecznie. W 1900 roku z kamienicy przy narożniku Świętego Marcina i Rycerskiej [obecnie Ratajczaka] pewien obywatel poznański wychylając się z okna krzyczał <<Prosit Neujahr>> i niestety wypadł. Upadek okazał się śmiertelny. W 1910 roku, gdy na Placu Wolności zgromadziło się kilkadziesiąt tysięcy osób w ruch poszły laski, a „pewnej pannie złamano nawet nogę”. [Dziennik Poznański 1910]„[…] ulicami przeciągają całe szeregi najrozmaitszej publiczności, która, jak dzika zgraja, stara się zadokumentować swe uczucie radości ogłuszającym hałasem, gwizdaniem, trąbieniem na najrozmaitszych prowizorycznych instrumentach, no i zwykłymi okrzykami >>Prosit Neujahr<<. Krzyki te przeciągają się zwykle do samego rana. Z zadowoleniem zaznaczyć jednak należy, że hałaśliwy ten i wprost śmieszny zwyczaj niemiecki powitania nowego roku wśród publiczności polskiej nie znajduje podatnego gruntu”. [Orędownik 1910]
„Wieczór sylwestrowy, a raczej noc narobiła dużo stuku i huku w Poznaniu, jak to już od pewnego szeregu lat się dzieje. Zwyczaj niemiecki żegnać rok stary a witać nowy z wielkim wrzaskiem i hałasem coraz więcej się rozpowszechnia. Niestety polska ludność z pustoty i głupoty naśladuje niemiecki zwyczaj. Przebiera się za błaznów, kupuje trąbki i inne hałaśliwe instrumenta i niemi popisuje się po ulicach. Głównie gwar nocny koncentruje się na Berlińskiej, Wilhelmowskiej i Nowej ulicy i Starym Rynku. Tam wrzask panuje niesłychany. Ochrypłe i przepite »Prosit Neujahr« odbija się o uszy aż bębenki puchną. Dziwić się można, że rodzice polscy z małemi dziećmi uczestniczą w tym gwarze awanturniczym. Lepiejby zostali w domu i po polsku i po Bożemu rok stary kończyli, a zaczynali nowy. Tysiące też tak uczyniło, bo było na nabożeństwie u fary, Bożego Ciała i św. Małgorzaty na Śródce. Także i w Nowy Rok świątynie nasze były przepełnione wiernymi, a kaznodzieje na temat noworoczny wygłaszali kazania.” [Postęp 1911]
„Oby w przyszłości Polacy wcale nie brali udziału w takiej „zabawie” niemieckiej, a zechcieli naśladować tych, którzy stary rok zakończyli w domu”. [Dziennik Poznański 1912]
pikielhauba, czuwająca nad bytem państwa pruskiego
W końcu, w 1913 roku, Polacy odmówili udziału w zabawie, gdyż rozniosły się pogłoski, że można się spodziewać „polskiej rewolucji”. Prusacy sprowadzili do miasta dodatkowe siły porządkowe, obawiając się wybuchu powstania. Uzbrojonych policjantów było tak wielu, że „na ulicy Berlińskiej, placu Wilhelmowskim, ulicy Nowej, Starym Rynku i.t.p. sterczała dumnie, co dziesięć kroków pikielhauba, czuwająca nad bytem państwa pruskiego.” [Kurier Poznański 1913]„ Na rogach ulic stało zawsze po dwóch stróżów bezpieczeństwa którzy byli groźnie nastrojeni. Niemcom i Żydom było dozwolone dowoli krzyczeć i hałasować, tylko po polsku nie było wolno głośno się odezwać, tak nas przynajmniej informowano. Zaszło to w bardzo wielu wypadkach, że gdy kto głośno krzyknął "Dosiego Roku" lub też wydał okrzyk polski, to już miał policję na karku. Ogólnie zauważyć można było, że takich burd i hałasów, jak w inne lata, było cokolwiek mniej. Jak nam zaręczano, to z Polaków z lepszego i średniego towarzystwa mało kto był i zachowywał się spokojnie, tylko wyrostki nie zdające sobie sprawy, brali udział w tych niemieckich "hupsztykach” i cieszyli się nim, jak nadzy w pokrzywach. [Postęp 1913]
Do tego, po mieście krążyli ponoć prowokatorzy, puszczano niepokojące pogłoski, więc Polacy „na wszelki wypadek” zostali w domach, bądź podążyli utartym zwyczajem na poważne nabożeństwa, koncerty i wieczorki, organizowane przez rozmaite polskie towarzystwa lub spędzili noworoczny czas w polskich restauracjach. Podobnie spokojnie było w kolejnym roku, a potem przyszła I wojna światowa i o nieumiarkowanym świętowaniu nie było już mowy. A „rewolucja polska” i tak nastała, choć Poznaniakom przyszło jeszcze na nią czekać kilka trudnych wojennych lat. Co ciekawe – Powstanie Wielkopolskie wybuchło również zimą, zaledwie na kilka dni przed Sylwestrem 1918 roku.
Komentarze
Prześlij komentarz