Od morowego powietrza i ognia, czyli na ulicy Ślusarskiej pod numerem 5

 


Jeszcze w okresie międzywojennym na wysokości II piętra kamieniczki przy ulicy Ślusarskiej znajdował się obraz Matki Boskiej i paliła się „wieczna lampa”.

Ilustracja Polska, 1936 r.

Przechodząc wąską ulicą Ślusarską zwróćcie uwagę na niewielką kamieniczkę. Może warto podumać nad jej mieszkańcami z dawnych czasów. A może ktoś doszuka się rzeczywistego źródła dawnej tradycji?

ul. Ślusarska po zniszczeniach wojennych, fot. B. Celichowskiego, 1949 r. [CYRYL] strzałką zaznaczyłam miejsce dawnej latarni



Niestety, jak widać na powyższym zdjęciu z 1949 roku (autorstwa Bogdana Celichowskiego) z Repozytorium CYRYL, obrazującym zniszczenia wojenne, szczególna ochrona, którą miał się cieszyć ten dom, nie zadziałała. Na zdjęciu widzimy wypalone mury kamienicy, choć… widać też szkielet latarenki, umieszczonej na wysokości drugiego piętra. A może ktoś zapomniał (albo co bardziej prawdopodobne nie mógł w wojennych okolicznościach) zapalić świecy wewnątrz lampki?

Wcześniej, gdy w tym domu lampa gasła… to wydarzenie takie odnotowywała nawet prasa. „Wielkopolanin” z troską donosił na przykład 20 października 1897:

„Przy ulicy Ślusarskiej nr 5 istnieje w narożniku domu lampa ze szkłem czerwonem, która co nocy bywa zapalaną. W sobotę w lampie tej światła nie było. Ludzie się dziwili i to przypomniało początek ustawienia tejże lampy. Wśród wielkiego pożaru w r. 1803, w którym cała dzielnica miasta począwszy od Rynku, aż do W. Garbar uległa zniszczeniu, pozostał tylko ten dom nietknięty. Ówczesny właściciel na podziękowanie Opatrzności za to dobrodziejstwo ustanowił fundusz dostateczny na oświetlenie w nocy tego narożnika. Fundusz ten zapisany jest w hipotece tego domu i ktokolwiek go kupi, zobowiązany lampę tę zapalać. W sobotę zapomniano na kilka godzin, ale potem znów paliła się lampa przez noc całą.”


Opowieść o ocalałym domu powtarza też autor artykułu (zamieszczonego w Ilustracji Polskiej z 1936) o pożarze Poznania z 1803 roku. Tym razem pojawia się też motyw obrazu Matki Boskiej, umieszczonym na fasadzie kamienicy.



Emil Kierski przytacza słowa  naocznego świadka tego pożaru („Wspomnienia miasta Poznania od czasu zaboru pruskiego”, Kalendarz Poznański na Rok Pański 1866)


Rycina C.T. Prausmüllera, Ilustracja Polska 1936

„Było to dnia 15 kwietnia w piątek po Wielkiejnocy, kiedy nas ze szkół w godzinie nauki popołudniowej, na odgłos "gore" do domów rozpuszczono. Pożar wybuchł podobno przez nieostrożność izraelitki, przy końcu ulicy Drewnianej równoległej do ulicy Wielkiej żydowskiej, nad stawem przy jatkach rzeźniczych. Ciasna ta ulica Drewniana ludnością pozapełniona, utrudniała bardzo ratunek. Tymczasem ogromny wicher zachodnio-północny rozdymał płomienie, które pomimo usiłowań obrony, rozlewały się niepohamowaną siłą z jednej strony ku ulicy Żydowskiej, z drugiej zaś ku ulicy Wielkiej czyli teraźniejszej Szerokiej. Ocierając się na ulicy Żydowskiej o bożnicę zagrażały rynkowi, zkąd uwożono już co lepszego, lub ukrywano w piwnicach, jednakże zdołano wstrzymać pożar za kaplicą Pana Jezusa przy ulicy Kramnej. Na większe jeszcze nieszczęście, wszystkie prawie domy ulicy Drewnianej, Żydowskiej i Dominikańskiej gontami były pokryte, a te dostarczały materyału palnego coraz więcej. Olbrzymie kłęby dymu zaciemniały całkiem horyzont miasta, a w tej pomroce ujrzano płomień na wieży kościoła XX. Dominikanów, z której palące się i trzaskające szkudły unosiły się w powietrzu i roznosiły pożar i spustoszenie na ulicę Wielką, Garbary, i nawet mijając Chwaliszewo na Groblą, gdzie wszelkie drzewo budowlowe i opałowe tam leżące ogień ogarnął, a samego drzewa rządowego było tam na 1800 sążni. Z tego też może powodu utrzymywano, iż pożar wszczął się pomiędzy szkudłami ułożonymi na podwórzu jednego domu na Żydowskiej ulicy, i że zapalone te szkudły rozlatywały się daleko i pożar w mieście szerzyły. Na widok palącej się wieży dominikańskiej, która była wyższą jak dzisiaj i już więcej nie została odbudowaną i palącego się mostu grobelskiego, nastąpiła pomiędzy mieszkańcami przeraźliwa trwoga. Wielu od obrony palących się lub zagrożonych domów, biegło do strzeżenia domów własnych. 

Rycina C.T. Prausmüllera, Ilustracja Polska 1936

Nie zdołano uratować kościoła XX. Dominikanów tylko klasztor ich ocalał; znikł takie w płomieniach w pobliżu leżący klasztor Panien Dominikanek, gdzie dziś jest handel wódek i likierów "Pod złotą kulą" Baartha (Dominikańska ulica nr 3). Ulica Wielka czyli Szeroka spłonęła prawie cala, ulica Żydowska w połowie, a na obydwóch tych ulicach widzieć można dotąd miejsca w których zgorzały, gdyż są teraz szerzej zabudowane, dalej spłonęła cała ulica Szewska, ulica Butelska tylko w końcu przy Garbarach około baszty, ulica Ślósarska aż pod dom, na którym od niepamiętnych czasów aż do dzisiaj zawieszony jest obraz święty na facyacie między oknami drugiego piętra i gdzie dotąd co wieczór widujemy lampę gorejącą.” 

Dość wspomnieć, że zgorzało wtedy blisko 276 domów, a jednej nocy bez dachu nad głową zostało ponad 7 tysięcy mieszkańców. Wielu straciło też majątki wskutek grabieży. Odbudowa miasta trwała ponad 50 lat.

Plan zniszczeń Poznania po pożarze w 1803 roku według C.T. Prausmüllera, Ilustracja Polska 1936

T. Wieczorkiewicz w Przewodniku ilustrowanym po mieście Poznaniu ze szkicem historycznym i planem miasta (wyd. Poznań 1919 r.) pisał: „ Nad drugiem piętrze wisi z dworu zamknięty tryptyk z wizerunkiem cudownym Matki Boskiej. Kiedy w kwietniu r.1803 wybuchł potężny pożar, a dom ten i schody oraz cała Ślusarska i Szewska ulica już się paliły, szewc Mirucki mieszkający na drugiem piętrze, mający szczególne nabożeństwo do Matki Boskiej, wywiesił ten obraz i w gorącej modlitwie polecił miasto i siebie najświętszej Matce a pożar wnet ustał. Odtąd ludzie bogobojni, którzy łask zaznali, przynoszą świece w ofierze, aby światło w dzień i noc podtrzymać.  

Natomiast Zygmunt Zaleski, w swej monografii „Walka z pożarami w Poznaniu”, wydanej w 1928 roku twierdził, że „pożar zatrzymał się w ul. Ślusarskiej przy dom u nr. 5. Istnieje legenda, że dom ten nie stał się pastwą pożaru ponieważ wyniesiono z niego obraz święty dla odwrócenia żywiołu. Obraz ten z wieczną lampką wisi na domu tym jednakże już od czasu dawniejszego, i to podobno od r. 1702, kiedy dom ów uchroniony został od powietrza morowego.” 

Co ciekawe, ze względu na umieszczony tam obraz kamienicę tę nazywano „Pod Matką Bozką" (pisownia oryginalna!)" (ogłoszenie introligatora Wojciechowskiego z 1875 roku w tygodniku „Warta”) lub "domem pod opieką Matki Boskiej" (prośba o datki Rady Towarzystwa św. Wincentego a Paulo z roku 1859 „Dziennik Poznański”).

Dziś na odbudowanej kamienicy nie ma wiecznej lampki, ani obrazu. A może szkoda, bo mógłby to być ciekawy punkt dla wycieczek po Poznaniu i dobry pretekst dla przewodników do opowieści o pożarze z 1803 roku.







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jesiotry pod mostem chwaliszewskim czyli kawior po poznańsku

Restauracje automatyczne

Bulwar Kleemana i lipcowa nawałnica z 1914 roku