Woda, prysznic i panny w kąpieli… takie rzeczy to tylko na Alejach…


Skrzyżowanie ulicy Fryderykowskiej i alei Wilhelmowskiej (ob. ulicy 23 lutego i Alei Karola Marcinkowskiego) było świadkiem dwóch głośnych kąpieli. Bohaterką pierwszej była pewna panna odlana z brązu, zaś druga… skończyła się w miejskim więzieniu. A wszystko wydarzyło się w miejscu, związanym z niejakim Vincentem Priessnitzem, zwolennikiem wodolecznictwa, któremu przypisuje się… wynalazek prysznica.

A jak prysznic i kąpiel, to musi też być woda, więc cofnąć się musimy aż do roku 1831.

zaraza
1831 rok zapisał się historii Poznania niezwykle tragicznie. W maju (lub jak niektórzy uważają w lipcu) poznańskie mury przekroczyła cholera. Epidemia trwała około pół roku, pochłaniając ponad 500 ofiar śmiertelnych (co stanowiło wówczas blisko 2% populacji miasta. Zachorował blisko tysiąc mieszkańców. Zarazę zawdzięczaliśmy Rosjanom, . walczącym z powstańcami listopadowymi. Smutny to był czas dla miasta. Główny szpital dla chorych urządzono przy ulicy Szewskiej. Potęgę grozy potęgowały stroje lekarzy, opiekujących się chorymi – specjalne czarne płaszcze ochronne z kapturami wykonane z czarnego, woskowanego sukna. Miasto otoczono kordonem sanitarnym, a jeśli ktoś chciał wyjechać z miasta, musiał 10-dniową kwarantannę (za niezastosowanie się groziła nawet kara śmierci). Jedną z przyczyn rozprzestrzeniania się tej choroby słusznie upatrywano w skażonej wodzie.

wodociągi hrabiego
Aby na przyszłość zapewnić mieszkańcom Poznania dostęp do czystej, źródlanej wody umyślono rozbudować wodociągi miejskie, a przede wszystkim sprowadzić lepszej jakości wodę ze wzgórz winiarskich. Dotychczas zdarzało się bowiem, że korzystano z wód rzecznych, a zdrową wodę pitną można było czerpać, w całym mieście, tylko z fontann na Starym Rynku (szło się po wodę do rurki, bo woda spływała z fontann rurkami) i z podwórza dawnego kolegium jezuickiego.
Jednym z inicjatorów, a przede wszystkim osobą współfinansującą nowe rozwiązania wodociągowe dla miasta, był Edward hr. Raczyński. 
wg publikacji Elżbiety Bederskiej,Edward Hr. Raczyński i Bibljoteka Raczyńskich, Poznań 1924.

„Aby temu niedostatkowi źródlanéj wody zapobiedz, sprowadził Raczyński, własnym niemałym nakładem, wyborną wodę ze źródeł znajdujących się na pagórkach fortecznych w bliskości tak zwanego Kernwerku, na św. Wojciech, na Podgórną ulicę, daléj na Wilhelmowską, przed landszaftę, gdzie kazał wybudować dużą fontannę kamienną z medalionem Prieschnitza, i na Długą ulicę, przed klasztorem Szaretek, gdzie kazał postawić małą gotycką kapliczkę z pięknym śpiżowym posągiem Matki Boskiéj.” – wspomina swych „Przechadzkach po mieście” Marceli Motty.
Nowe źródła odkryto na wzgórzach winiarskich i już w 1832 r. sprowadzano wodę do miasta drewnianymi rurami. Wodociąg prowadził od wzgórza Winiarskiego, przez Wzgórze św. Wojciecha, Plac Wielkopolski, Aleje Marcinkowskiego, Stary Rynek, Szkolną, Strzelecką do Długiej.

naprzeciw Landszafty
Mamy rok 1871. Dziennik Poznański donosi o kolejnych ulepszeniach systemu wodociągowego miasta. Nas jednak interesuje ta informacja: „Ze stoków kernwerku wychodzą obecnie cztery wodociągi do miasta: wodociąg lazaretowy, Raczyńskiego, miejski i żydowski.” To właśnie najważniejsze rury (wówczas jeszcze drewniane!), które doprowadzały wodę do strategicznych miejsc w Poznaniu. Wodociąg lazaretowy to zapewne ten, który prowadził na ulicę Długą. Co ciekawe, rok później redaktor Kuriera Poznańskiego, przy kolejnej notce wspomina nie o czterech, a o trzech osobnych wodociągach, pomijając ten lazaretowy: „jeden szedł do fontanny Raczyńskiego, dwa zaś napełniały rezerwoary (!), znajdujące się przy ulicy Żydowskiej i w Starym Rynku.
Nas jednak najbardziej dziś interesuje ten, zwany wodociągiem Raczyńskiego, „na Wilhelmowskiej przed landszaftą, gdzie kazał wybudować dużą fontannę kamienną z medalionem Prieschnitza”. Przy okazji warto wyjaśnić, że wspomniana landszafta to Ziemstwo Kredytowe - ,,Landschafta”, czyli instytucja udzielająca kredytów w zaborze pruskim. Dziś w tym miejscu mieści się Uniwersytet Artystyczny. Po drugiej stronie Wilhelmowskiej (czyli obecnej alei Karola Marcinkowskiego) mieściła się poczta.

hrabia i wynalazca prysznica
Wróćmy jednak do samej fontanny, która przez wiele lat była skromnym, prostym dość, w swej pierwotnej formie, postumentem. „Swoją” studzienkę, która z założenia miała być główną i ozdobioną najbardziej okazałą fontanną, Raczyński postanowił poświęcić pamięci Wincentego Priessnitza (1799-1851). Projekt miał być znacznie bogatszy w swej formie, bo cokół miała wkrótce ozdobić postać Hygiei – bogini zdrowia.
Projekt cokołu z piaskowca wykonał architekt Christian Gottlieb Cantian z Berlina. 
Kronthal A. Graf Eduard Raczyński und die Posner Brunnen,Poznań 1910

 Na frontonie został umieszczony medalion z brązu, przedstawiający pioniera przyrodolecznictwa, Wincenta Priessnitza z napisem w języku greckim i polskim „Nic lepszego nad wodę” . Z wmurowanej poniżej medalionu głowy lwa ciekła woda do kamiennego zbiornika. Priessnitz, choć był prostym wieśniakiem z pogranicza Śląska i Moraw, odkrył, że leczenie zimną wodą może przynieść ulgę w wielu schorzeniach. Sam, po wypadku w dzieciństwie, uleczył się kąpiąc się zawzięcie w lodowatych górskich strumieniach i wystawiając się pod strugi wodospadów. W 1826 roku założył w okolicy miasteczka Jesenik, w Gräfenbergu (tak się ta miejscowość wówczas nazywała) zakład wodoleczniczy, który zyskał uznanie w całej Europie, także wśród Polaków. Wśród metod hydroterapeutycznych tego sanatorium były kąpiele i natryski z czystej, źródlanej wody pod urządzeniem, które zaczęto nazywać prysznicem.

Wśród kuracjuszy Gräfenbergu w latach 1835-1837 byli właśnie hr. Edward Raczyński z żoną i synem Rogerem Maurycym. Wodne terapie przyniosły poprawę u schorowanego syna hrabiego. Z wdzięczności za uzdrowienie syna Raczyński postanowił uczcić pomnikiem postać Wincenta Priessnitza.

Jak bogini Higiea do Poznania się nie spieszyła
W tym miejscu „goly” cokół stał tu aż do 1908 roku. Niestety, ze względu na spore zamieszanie wokół osoby samego Raczyńskiego, Poznaniacy musieli jeszcze poczekać ponad pół wieku na swoją boginię, której rysów użyczyła sama Konstancja Raczyńska, żona Edwarda. Tymczasem, na Raczyńskiego padło posądzenie o malwersacje podczas budowy Złotej Kaplicy, co skończyło się jego samobójczą śmiercią 20 stycznia 1845 w Zaniemyślu. Pomnik Hygiei odebrała Konstancja Raczyńska i po śmierci męża postawiła rzeźbę na jego grobowcu w Zaniemyślu. A na narożniku Fryderykowskiej i Alei pozostał na długie lata samotny postument. 
Kronthal A. Graf Eduard Raczyński und die Posner Brunnen,Poznań 1910

Na początku XX wieku przystąpiono do opracowania projektu rozbudowy poznańskich wodociągów, co stało się też pretekstem do powrotu pierwotnej idei, zwieńczenia pomnika Priessnitz postacią bogini zdrowia.
Przy okazji postanowiono jednak przenieść sam pomnik na południowy kraniec Alei, „na plantacyach koło hotelu Francuskiego”, porządkując przy okazji małą architekturę na spacerowej ulicy Wilhelmowskiej.
Wnuk Edwarda Raczyńskiego, jego imiennik – Edward Aleksander Raczyński zamówił wówczas odlew posagu Higiei z zachowanego, gipsowego modelu rzeźby. Uroczyste odsłonięcie, kompletnej już studzienki nastąpiło 9 lutego 1908 roku. 

Na scenę wstępuje… naga dziewczyna
Wróćmy jednak na narożnik ulicy Fryderykowskiej (23 lutego) i Alei. Roboty, związane z przeniesieniem cokołu, zaczęły się w styczniu 1908. Na opuszczonym miejscu miano ustawić nową fontannę wedle projektu Lederera, ze środków z fundacji Gustawa Kronthala. Tymczasowo postanowiono jednak zapełnić opustoszałe miejsce w reprezentacyjnym wówczas punkcie miasta. Wybór padł na brązową rzeźbę, zakupioną dzięki fundacji miejscowego patrycjusza żydowskiego, Samuela Jaffégo (S.D. Jafféschen Stiftung). Celem tej fundacji było upiększanie Poznania przez zakup dzieł sztuki przeznaczonych dla przestrzeni publicznej.
fragment pocztówki z 1908, źródło: aukcje internetowe
Statua miała być darem dla tworzącego się wówczas muzeum miejskiego, lecz miast czekać na swe ostateczne miejsce gdzieś w czeluściach magazynu, zdecydowano się nią ozdobić modny trakt spacerowy. Autorem „Kąpiącej się (Badende, die sich im Wasser Spiegel)” był głośny wówczas niemiecki rzeźbiarz Max Klinger. Oryginalną „Kąpiącą się (i przyglądającą się swemu odbiciu)”, wykutą w białym marmurze w latach 1896–1897 autor podarował muzeum miejskiemu w rodzinnym Lipsku. Jednak umowa zawarta przez Klingera z tą instytucją pozwalała na wykonanie jeszcze czterech brązowych odlewów. Dwa z nich trafiły do galerii miejskiej w Wenecji, trzeci do londyńskiego muzeum, a czwarty do nas, do Poznania. 

Rzeźba została zakupiona dzięki fundacji Samuela D. Jaffego, zamożnego kupca pochodzenia żydowskiego, przez Marcellego Mottego, nazywanego „poznańskim Rothschildem”. 26 lipca 1908 roku na miejscu dawnej fontanny Raczyńskiego odsłonięto rzeźbę. Młodej, nagiej dziewczyny, stojącej nad brzegiem niewidzialnej wody. Kobieta jest lekko pochylona do przodu, a jej sylwetka ma sugerować, że przygląda się swemu odbiciu w tafli wody. Ręce ma zaplecione za plecami, a prawą stopę opiera na wysokim pniu. 

Naga panna nie ustała zbyt długo na skrzyżowaniu. Jak żartowali Poznaniacy – klimat nie był dla niej zbyt łaskawy, więc przed zimą zniknął prowizoryczny cokół, ustawiony dla figury.


Kapiącą się widywano później tam i owdzie, Pojawiła się w 1909 roku w Parku Miejskim, Goethepark, dziś znanym jak Park Moniuszki. W końcu, w 1929 roku, zlitowano się nad roznegliżowaną panną i przeniesiono ją do Palmiarni. A i tu nie dano jej spokoju. A to ustawiono ją na tle wdzięcznej zieleni, a to na tle surowej ściany. Dziś stoi przy samym wejściu, w hallu Palmiarni, gdzie wielu chwyta ją bezkarnie za wdzięcznie utoczone kolanko, które już wyświeciło się od tego bezwstydnego dotyku tysięcy turystów. 


fragment pocztówki. Kapiąca sie w Palmiarni, źródło: aukcje internetowe
 
Kąpiąca się w hallu Pamiarni, 2020 r., zdjęcie własne
Delfiny, żaby i publiczne zgorszenie
A tymczasem znów na Alejach… Shidtische Gustav Kronthal Stiftung – Fundacja Gustava Kronthala, kolejnego bogatego żydowskiego mieszkańca miasta, ufundowała fontannę z delfinami zwaną fontanną Lederera lub Kronthalów, o której w przewodniku Kazimierza Rucińskiego dotyczy poniższy opis: [na] kamiennym brzegu przysiadły dwie potworne żaby, plujące prądem kryształowej wody. 


Znów mamy lipiec. Lato 1909 roku wcale nie jest zbyt upalne. Rolnicy narzekają, że deszczowa pogoda od 10 lipca, czyli od tzw. „siedmiu braci śpiących” uniemożliwia prowadzenie żniw. 23 lipca przez Poznań przechodzi krótkotrwała, ale bardzo obfita w deszcz burza. Następny dzień jest bardziej pogodny, co prowokuje pewną kobietę do zażycia kąpieli w basenie fontanny Kronthala. Miejsce bynajmniej nie jest ustronne, ba… po południu z pewnością tak skandaliczne na owe czasy zachowanie, jak zdjęcie z siebie odzieży, musiało wywołać zbiegowisko. Zjawia się policja, a niefortunna kąpiel kończy się w areszcie. 

Monument nieco za kolosalny
Podobnie, jak i wiele niemieckich budowli, zarówno małej, jak i „wielkiej’ architektury Poznaniacy nie cenili za ich wartość artystyczną. Uważali je za przyciężkie, a wyroby berlińskich i innych niemieckich, ale też sprzyjających zaborcom żydowskich rzemieślników, artystów, wykonawców i fundatorów. Pomników i innych obiektów małej architektury nie ceniona za wysoką wartość artystyczną, były zbyt mało wyrafinowane, jak na gust Polaków, ale nie ukrywajmy, wpływ na taką, a nie inną ocenę, miały też skojarzenia narodowościowe. Nie lubiono dzieł zaborcy, mających uczynić Poznań, miastem bardziej niemieckim w stylu. Taki los nie ominął też fontanny Kronthala.
 Fontanna Kronthala stoi do dziś w swym pierwotnym miejscu. Jeśli wybierzecie się tam na spacer, przysiądźcie i podumajcie chwilę o poznańskiej wodzie, wodociągach i kąpielowych zabiegach. 




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jesiotry pod mostem chwaliszewskim czyli kawior po poznańsku

Restauracje automatyczne

Bulwar Kleemana i lipcowa nawałnica z 1914 roku